Dziś w miejscu walk z lipca 1945 roku i na grobie tych, którzy tam zginęli, znicze pamięci zapalili: Krzysztof Krasiński, Przewodniczący Rady Powiatu Sokólskiego i Zbigniew Dębko, dyrektor Powiatowego Domu Kultury w Sokółce.
– Cieszę się, że ta tragiczna historia nie została wymazana z pamięci żyjących tu mieszkańców i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie – powiedział reprezentujący Powiat Sokólski Krzysztof Krasiński.
Dodał, że w czasach obecnej wojny hybrydowej na naszej wschodniej granicy warto by historię przemarszu przez tereny powiatu sokólskiego oddziału sierż. Władysława Janczewskiego „Lalusia”, poznał każdy mieszkaniec Ziemi Sokólskiej.
Zbigniew Dębko przypomniał, że już od kilku lat Powiat Sokólski jest jednym z organizatorów uroczystości przy pomniku w kraśniańskim lesie, a za rok, w 80. rocznicę wydarzenia godnie uczcimy tych, którzy w tym miejscu oddali swoje życie w walce o wolną i suwerenną Polskę.
Wszystko zaczęło się 23 czerwca 1945 roku w dalekiej Puszczy Rudnickiej.
Tego dnia z lasów nad Mereczanką na terenie obecnej południowo – wschodniej Litwy, wyruszył ponad 30 – osobowy oddział partyzancki pod dowództwem sierż. Władysława Janczewskiego ps. „Laluś”. W jego skład weszli żołnierze konspiracji wileńskiej i nowogródzkiej, którzy byli zagrożeni aresztowaniem i nie mogli legalnie dostać się do Polski poprzez Powiatowe Urzędy Repatriacyjne. Trzon oddziału stanowili żołnierze II Batalionu 77. pułku piechoty Armii Krajowej dowodzonego przez legendarnego Jana Borysewicza ps. „Krysia” „Msciciel”. W skład oddziału „Lalusia” weszli też żołnierze III Brygady AK „Szczerbca” pod dowództwem sierż. Zygmunta Kuleszy ps. „Maroczy” i VII Brygady AK „Wilhelma” dowodzeni przez Aleksandra Alesionka ps” Piorun”. Dołączyli też do nich partyzanci z kowieńskiej placówki AK przyprowadzeni przez Franciszka Jeglińskiego ps. Jurek”.
W nocy z 27/28 lipca oddział przekroczył ówczesną granicę jałtańską na wysokości wsi Klimówka – Nomiki. Przez granicę oddział przeprowadziło dwóch kurierów z Grodzieńszczyzny: Mieczysław Górewicz ps” Czeński” i Roman Charkowski ps. „Lech”. Trzecim przygotowującym przemarsz oddziału był Jan Jung ps. „Korkociąg”.
Pomimo nakazu udania się na kierunek Krynki –Supraśl, dowódca skierował oddział w stronę Malawicz. Pierwszy postój ściganych przez sowieckich pograniczników żołnierzy miał miejsce w gospodarstwie pani Zofii Puciłowskiej na kolonii Puciłki. Tutaj też doszło do pierwszej wymiany ognia z podążającym za oddziałem szwadronem radzieckim. Sowieci się wycofali, lecz oddział musiał odskoczyć z miejsca postoju. Uciekając zbożem dostał się pod ostrzał broni maszynowej z poddasza miejscowej szkoły w Malawiczach.
Okazało się, że w budynku szkoły NKWD „założyło kocioł” oczekując na kierownika szkoły, a na strychu budynku umieściło stanowisko ckm.
Przejście przez Łosośnę na jej lewy brzeg w kierunku Orłowicz ocala oddział przed pogonią straży i ostrzału ze szkoły, który został zresztą celnie przytłumiony salwami rkm-u kpr. Stanisława Bartoszewicza ps.„Korek” . Od ognia rosyjskiego ckm-u zostają ranni „Huragan” i „Włodek”. Oddział z Puciłek podąża na zachód, docierając do pierwszych zabudowań kolonii wsi Kraśniany. Tu w bezpośrednim sąsiedztwie gospodarstw sióstr Marianny i Stanisławy Czaplejewicz i Wacława Bałdowskiego zostają na drugi odpoczynek.
Około południa rozpoczęła się obława.
Oddział zostaje otoczony w zagajniku na granicy z dużym lasem przez znacznie większe siły n-pla niż poprzednio. Oprócz Sowietów w obławie wzięli udział funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego i żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego.
Widząc co się dzieje sierż. Władysław Janczewski ps. „Laluś” dzieli oddział na trzy grupy:
– lewe skrzydło na południe od Sokółki i Kraśnian pod swoim dowództwem
– środkowe, którym dowodzi sierż. „Maroczy”
– prawe skrzydło od północy w kierunku na Gliniszcze Wielkie nad którym dowództwo obejmuje „Piorun” ze swoją drużyną.
Początkowo zwycięstwo jest po stronie partyzantów. Dopuszczają oni atakujących na odległość rzutu granatem, a następnie skutecznym ogniem powodują wycofanie się atakujących. Po pierwszym skutecznym odparciu ataku zapada decyzja przebijania się z okrążenia na własną rękę małymi oddziałami.
Walka zakończyła się rozbiciem i rozproszeniem oddziału „Lalusia”
Największe straty zanotowały dwie drużyny: „Pioruna” na prawym skrzydle i główne środkowe sierż.”Maroczego”. Drużyna „Lalusia” zakończyła potyczkę bez strat.
W bitwie polegli:
- kpr Brunon Jankiewicz „Janczar” z Poniewieża
- kpr Mikołaj Szarejko „Ryś” z Małe Łopie k/Kowna
- kpr Wacław Jakubowski „Karaś” z Duże Łopie k/Kowna lat 19
- kpr Stanisław Bartoszewicz „Korek” z Rudziszek k/Wilna
- sierż. Zygmunt Kulesza„Maroczy”z III Brygady
- sierż. Witold Śliwiński
- sierż. „Szpak”
- chor. Mieczysław Górewicz „Czeński” z Grodna
- szer. Jan Czernicki (lat 15)
- Franciszek Płoński
- Józef Stasiłowicz z 3 Wileńska Brygady Zygmunta Kłosińskiego ps.„Huzar”
Wśród ofiar była tez mieszkanka Kraśnian – Stefania Kunda- przypadkowa ofiara ostrzeliwań oddziału przez tankietkę sowiecką.
Po walce doszło do dobijania rannych i znęcania się nad zabitymi przez sokólskich UB-eków.
Pamięć wiecznie żywa.
Rannymi, którym udało się wyjść z obławy zaopiekowali się Wacław Bołdowski i Michał Miltyk z Kraśnian a pomagał im w tym Kazimierz Czarnowicz. Po kilku dniach rannych przekazano sokólskiej placówce Armii Krajowej Obywatelskiej. Pod czujnym okiem funkcjonariuszy UB wyznaczeni przez sołtysa Kraśnian mieszkańcy pochowali zabitych w pięciu mogiłach. Przed pochówkiem Ub-ecy ograbili ofiary z mundurów i pamiątek.
Tych, których podejrzewano o pomoc i ukrywanie partyzantów spotkały prześladowania i szykany. Wielu mieszkańców tej podsokólskiej miejscowości zostało aresztowanych i okrutnie torturowanych w budynku przy ulicy Dąbrowskiego w Sokółce. Za pomoc w ucieczce ze szpitala rannego partyzanta na 8 lat więzienia został skazany doktor Wacław Mróz z Sokółki.
Pomimo szykan w 1947 roku udało się postawić drewniany pomnik na jednej z mogił. Wykonał go Józef Miltyk z Kraśnian. Funkcjonariusze UB pilnowali tego miejsca i nie pozwalali się do niego zbliżać. Mimo ciągłej obserwacji na mogiłach poległych partyzantów leżały polne kwiaty i paliły się znicze. Nie wszyscy mieli szczęście. Kilka lat po wydarzeniach funkcjonariusze bezpieki schwytali młodego chłopca Henryka Kraśnickiego z Sokółki, którego tak dotkliwie pobili, że przez długi czas się jąkał. Aresztowano też jego rodziców za złe wychowanie syna.
Pod koniec lat siedemdziesiątych potajemnie ekshumowano zabitych partyzantów i pochowano na sokólskiej nekropolii. Spoczęli w jednym grobie razem z Komendantem Sokólskiego Obwodu Armii Krajowej kpt. Franciszkiem Potyrałą ps. „Oracz”.
25 lipca 1995 roku w miejscu, gdzie rozegrały się walki odsłonięto pomnik wykonany przez Henryka Ropucha. W uroczystym odsłonięciu wzięła udział łączniczka oddziału sierż. Władysława Janczewskiego „Lalusia” – Leokadia Nosowska-Bojanowska ps.„Nieznana”
Od kilku lat przy pomniku odbywają się uroczystości upamiętniające to wydarzenie.
Krzysztof Promiński