Z Michałem Laszukiem, pochodzącym ze wsi Kowale niedaleko Kuźnicy pisarzem, poetą i pasjonatem historii rodzinnych stron, a nawet muzykiem, rozmawiamy o jego twórczości literackiej i o tym, jaki wpływ miała na nią pewna rozmowa z wnuczkiem.
– Pierwsze kroki w literaturze stawiałem po przejściu na emeryturę. Chciałem się wprawić, więc pisałem wierszowane życzenia imieninowe na wszystkie dni w roku. Mam takich wierszy około pięciuset – zaczyna opowieść o swojej twórczości 81-letni Michał Laszuk.
Dodaje, że potrzeba przelewania na papier tego, co się czuje i widzi, przyszła sama z siebie.Jak przyznaje kuźnicki twórca, w pisaniu najważniejszy jest temat. Każdy wymaga innej formy ujęcia. Może to być króciutka fraszka, libretto do opery, poemat, sztuka teatralna czy powieść. Z nich wszystkich już korzystał, ale jest otwarty na kolejne.
– Forma nigdy nie jest u mnie przypadkowa – zapewnia.
Tematyka też jest starannie przemyślana. Michał Laszuk jest bardzo czujnym obserwatorem świata i relacji międzyludzkich. Inspirację stanowi dla niego otoczenie.
„ECHO DNIA”
Michał Laszuk przyznaje, że w swojej twórczości uwzględnia również te sprawy, które go bolą. Jak twierdzi, po II wojnie światowej wiele kwestii zostało przemilczanych. W tym czasie w społeczeństwie panowały bardzo silne emocje, mimo że konflikt zbrojny już się skończył.
– Chciałem pokazać te emocje. I chyba się udało. Kiedyś podczas pierwszosierpniowych uroczystości poproszono mnie w Sokółce, żebym przeczytał kilka fragmentów „Echa dnia”. Byłem zaskoczony, bo ludzie, którzy siedzieli w ławkach, zaczęli wstawać. Zapanowała niesamowita, wręcz okropna cisza. Niektórzy nawet ocierali łezkę. W związku z tym, co tam zobaczyłem, doszedłem do wniosku, że dzięki silnym emocjom, które zawarłem w tej książce, dotarłem do ludzi.
Emocje, które wywołują jego książki, są dla Michała Laszuka siłą napędową. Kontakt z czytelnikami napełnia go energią. A ma jej mnóstwo. Jest elokwentny, bystry i bardzo energiczny. W podziw wprawia jego zachwyt miejscem, z którego pochodzi, i historią tych stron.
„WAKACYJNY HORROR”
Okolice Kuźnicy zainspirowały go do napisania książki „Wakacyjny horror”. Ale nie tylko one.
– Rozmawiałem kiedyś z wnuczkiem, opowiadałem mu o przeszłości, a on poparzył na mnie i powiedział: „Dziadek, z jakiej planety ty jesteś?”. Wtedy pomyślałem, że muszę pokazać, w jakich czasach żyłem i jak wyglądał dawny świat. Chciałem zderzyć z nim dzisiejsze dzieciaki.
Akcję książki osadził w Kowalach, gdzie spędził dzieciństwo. Ten zabieg dodał jego powieści autentyczności. Pod jego piórem beztroskie wakacje spędzane u dziadków na podlaskiej wsi nieoczekiwanie zamieniły się w tytułowy wakacyjny horror.
OD ZLODOWACENIA DO ZLODOWACENIA
– Ostatnio w telewizji czy w prasie spotykam się ze stwierdzeniem, że wszyscy pochodzimy z kosmosu. Kosmici pojawiają się co jakiś czas na naszej planecie i patrzą, jak ona się zmienia i jak zmieniają się ludzie – mówi o tym, co skłoniło go do podjęcia oryginalnej tematyki w książce „Planeta Ziemia od zlodowacenia do zlodowacenia”.
Przyznaje, że chciał pokazać, jak zmieniała się Ziemia i zamieszkujący ją ludzie. W celu jeszcze wierniejszego opisu korzystał nawet z map.
Książka dotyczy człowieka, który żył w innym wymiarze czasowym i obserwował ludzi na Ziemi oraz zjawiska i relacje między nimi. Czasami niepotrzebnie się wtrącał w to, co ludzie wymyślali. Musiało to dać ciekawy efekt.
OD SATYSFAKCJI DO FRUSTRACJI
Michał Laszuk przyznaje, że najwięcej satysfakcji w pracy pisarskiej daje mu to, że ludzie chcą czytać jego książki. Ma grono stałych odbiorców. Ale okazuje się, że ta praca może być też źródłem frustracji.
– Wydanie książki własnym sumptem wiąże się z kosztami. Autor dostaje tylko niewielką część kwoty, którą kupujący musi zapłacić za książkę – zwierza się pisarz.
Z tego powodu woli rozdawać, niż sprzedawać swoje książki.
Kwestie finansowe są przeszkodą także w przypadku sztuk teatralnych, które również są domeną Michała Laszuka. Chodzi o to, że żeby przygotować sztukę do wystawienia, teatr musi mieć na to pieniądze. Najlepsze chęci dramaturga, reżysera czy aktorów okazują się niewystarczające. Z tego powodu teksty Laszuka przygotowane do wystawienia na scenie nadal czekają na swoją premierę.
PIOSENKA NIE ZNA GRANIC
Michał Laszuk realizował się nie tylko na polu literackim, ale też muzycznym. Był członkiem zespołów „Dwa Kolory” grającym muzykę ukraińską i „Młodzież 50 Plus”, który miał w repertuarze polskie przeboje. Żona zorganizowała wiele występów. Przy tej okazji miał sposobność poznania Piotra Kubackiego i Ryszarda Poznakowskiego. Bardzo ceni te znajomości.
– Dawno stwierdziłem, że piosenka nie zna granic. Jest piękna kościelna piosenka zaczynająca się słowami „Zapada zmrok”. Proszę sobie wyobrazić, że jej melodia jest rosyjska – mówi.
Dodaje, że również muzyka do „Marsz, marsz Polonia” jest wzięta z rosyjskiej żartobliwej piosenki „Nie chodź, Grisza”. Podobnie znana na całym świecie „Matko moja, ja wiem”, wykorzystana w filmie „Lata młode”, a napisana wcześniej przez Ukraińców i funkcjonująca w tamtejszej kulturze.
Kamila Białomyzy
Fot. Elżbieta Rapiej