Nie spieszył się na świat. Pierwotny termin jego porodu był wyznaczony na 20 lipca. Mimo to urodził się zdrowy i pełen energii. Jednak Inessa Tochwin, instruktor hipoterapii, czuwała przy nim i klaczy całą noc na pastwisku, aż do godziny 11. następnego dnia.
Na razie jest to tylko dziecko. To stado ukształtuje jego charakter. W tej chwili można jedynie zauważyć u niego pewne predyspozycje. Na pewno jest odważny i ciekawy świata, resztę zobaczymy jak wyrośnie. Na razie zachowuje się jak każde dziecko – rozrabia, je i śpi. Zaczepia inne konie, a mama go woła do siebie – opowiada instruktorka Inessa.
Więcej niż połowę doby źrebak śpi. Jego cykl dzienny to jedzenie, zabawa i sen. Powtarza się mniej więcej co trzy godziny. Maluch większość czasu spędza na wybiegu. Do boksu przychodzi z mamą tylko gdy jest bardzo zła pogoda, ulewa, burza czy wichura.
Narodziny Jupitera były fantastyczną informacją dla nas wszystkich. To znak, że stadnina rozwija sią i przynosi radość zarówno korzystającym z niej dzieciom, młodzieży jak i jej pracownikom. Myślę, że ten progres będzie trwał nadal, a zamierzone cele terapeutyczne zostaną zrealizowane w 100% – z radością zakomunikowała Elżbieta Szomko.
Przyjście na świat Jupitera było ogromnym przeżyciem dla hipoterapeutki Inessy Tochwin, która, jak mówi, najbardziej lubi patrzeć na ogień, wodę i konie w galopie. Po pierwsze dlatego, że był to pierwszy poród, w którym niemal uczestniczyła, po drugie mama klacz jest przez nią darzona wyjątkową sympatią. Dlatego nie spała całą noc czuwając przy obojgu.
Mama źrebaka to ośmioletnia klacz rasy huculskiej, która w stadninie jest od roku. Na co dzień pracuje w hipoterapii jako jeden z czołowych koni w pracy z dziećmi. Ojciec to także hucuł.
Stadnina koni w Geniuszach została kupiona dzięki przychylności Piotra Rećko, Starosty Sokólskiego oraz Zarządu Powiatu. Od roku zarządza nią Elżbieta Szomko, Dyrektor Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy im. Janusza Korczaka w Sokółce. W społeczeństwie różne były zdania na temat tej inwestycji. Teraz wszyscy widzą, że była ona słuszna.
Po roku ciężkiej pracy mogę powiedzieć, że był to strzał w dziesiątkę. Udało nam się doprowadzić obiekt do porządku. Zostały wykonane wszystkie konieczne prace naprawcze, niezbędne do jej prawidłowego funkcjonowania. A przede wszystkim do przyjęcia koni, które nasze fantastyczne hipoterapeutki przygotowały do ciężkiej pracy z dziećmi – opowiada pani Elżbieta.
Przez cały rok szkolny, a także w czasie wakacji podopieczni SOSW korzystali z hipoterapii. Zajęcia te przede wszystkim przynosiły im wielką radość.
Dyrektor wspomniała o projekcie przedszkolnym, w którym brały udział najmłodsze dzieci z Ośrodka. Podczas niego maluchy otworzyły się. Te niemówiące zaczęły komunikować się z otoczeniem w szerszym zakresie. Pani Szomko niejednokrotnie towarzyszyła im podczas zajęć, obserwowała indywidualne jazdy hipoterapeutyczne, reakcje i pozytywne emocje, które temu towarzyszyły. Widziała jak dzieci otwierają się na świat.
Kontakt z koniem daje dzieciom na pewno poczucie sprawstwa. Te, które do nas przychodzą, na co dzień z reguły rzadko mogą decydować o tym, co dotyczy ich i najbliższego otoczenia. Tutaj mogą decydować chociażby o tym, gdzie chcą pojechać, co chcą robić na koniu, mogą same go prowadzić. To wszystko sprawia, że czują się ważne i docenione. Kontakt z tym wyjątkowym zwierzęciem uspokaja i uwrażliwia dzieci. Uczy je opieki nad żywą istotą – przekonywała Agnieszka Wyszczelska, instruktor hipoterapii.
Konie wzbudzają zachwyt swoim wyglądem, ale według instruktorek z geniuszowskiej stadniny są to zwierzęta wyjątkowo rozumne, emocjonalne, które wyczuwają nasz puls, energię i zmiany nastroju. Uczą cierpliwości i są świetnymi trapeutami.
Konie czynią ludzi lepszymi
W każdej pracy zazwyczaj zaczyna się dzień od kawy. U nas jest inaczej, bo najpierw trzeba napoić i nakarmić konie. Jeśli jest burza, bardzo gorąco lub wyjątkowo zimno, to pracownik, który mieszka najbliżej zawsze jedzie do stadniny, żeby zobaczyć, czy wszystko jest w porządku.
To są żywe istoty. Człowiek potrafi o siebie zadbać, one nie, bo myśmy je udomowili i my ponosimy za nie odpowiedzialność. Kiedy urodził się źrebak, każdy z naszych pracowników dzwonił i pytał o niego. Kto mógł, przyjeżdżał, mimo że część była na urlopach. Dla nas to jest wielka radość. Wydaje mi się, że przy takiej pracy każdy robi się trochę lepszym człowiekiem – pięknie puentuje pani Tochwin.
Tekst: Patrycja Anastazja Zalewska, Zdjęcia: Elżbieta Rapiej