Katarzyna Karolczak to dziewczyna z Podlasia, rodowita Sokółczanka. Od kilkunastu lat mieszka w Poznaniu. Właśnie tam zrodził się pomysł pokazania światu swoich rodzinnych stron, a dokładniej produktów stamtąd pochodzących. Kasia to mama dwóch wspaniałych dziewczynek, szczęśliwa żona, kobieta spełniająca się zawodowo. Mimo że powinna czuć się spełniona, czegoś jej brakowało. Czuła niedosyt.
– Zawsze marzyłam o tym, żeby robić coś związanego z gotowaniem. Każdy kto choć raz spróbował moich potraw mówił mi, że powinnam ten talent wykorzystać, podzielić się nim z innymi. W końcu w mojej głowie zaczął rodzić się pewien pomysł, wtedy jeszcze bliżej nieokreślony – zaczyna tajemniczo Kasia.
Kasia od 15 lat jest stylistką. Właściwie od zawsze całym jej światem są sesje i plany zdjęciowe. Lubi swoją pracę, ale to właśnie w kuchni, tworząc co raz to nowe potrawy, czuje się najlepiej. Gdy mówi o gotowaniu, świecą jej się oczy. A jej własne, kulinarne ścieżki, prowadzą do miejsca, skąd pochodzi, do serca Podlasia, otuliny Puszczy Knyszyńskiej.
– Pamiętam smak pieczonych ziemniaków prosto z pieca. Chleb na prawdziwym zakwasie, posmarowany masłem domowej roboty. Woń drożdżowego ciasta i ziół suszących się nad kuchnią. To zapachy i smaki mojego dzieciństwa – z uśmiechem na twarzy mówi nasza rozmówczyni.
Katarzyna odtwarza teraz w kuchni te wspomnienia dla swoich córek, męża. No i dla klientów. Jak powtarza, jest to jej sposób wyrażania miłości do nich. Chcąc się z nią dzielić stworzyła markę „Kasia z Podlasia”, skierowaną do osób, które cenią prosty skład potraw, naturalność oraz sezonowość produktów. Wszystko tak naprawdę zaczęło się wtedy, gdy inni widzieli koniec.
– Kiedy wybuchła pandemia i zostaliśmy zamknięci, przez trzy miesiące byłam w domu bez żadnego zajęcia. Z tej bezczynności zrodził się pomysł stworzenia czegoś kulinarnego, nie do końca sprecyzowany, ale od początku zakładałam, że będzie związany z Podlasiem. I to był początek mojej wielkiej przygody – przypomina.
Najpierw postawiła na Instagram, gdzie nasza rozmówczyni dzieliła się swoimi przepisami, inspiracjami. Tam pojawiło się też zdjęcie syropu lawendowego, pierwszego z produktów stworzonych przez Kasię, którego zainteresowanie przerosło oczekiwania autorki. Dziewczyna nie spodziewała się lawiny pytań, o to gdzie można ten produkt kupić. (https://www.instagram.com/kasia_z_podlasia_pl/)
– Koleżanki i znajomi, którym dawałam do spróbowania syrop, nie mogli wyjść z podziwu nad jego smakiem i zastosowaniami. W tamtym okresie nikt jeszcze takiego syropu nie robił, nawet Dworzysk, który słynie z pola lawendowego- opowiada.
Zaczęły się namowy do sprzedaży produktu, więc go zalegalizowała i wypuściła na rynek. Jednocześnie powstał sos winegret autorstwa Kasi. Początkowo w planach miała robienie dostaw produktów pod drzwi, ale odległość między Poznaniem a Podlasiem była zbyt duża, co generowałoby większe koszty i wymuszało podniesienie cen produktów. Wtedy więc padło na stworzenie sklepu internetowego. Ponadto Kasia zaczęła sprzedawać swoje wyroby na targach, eventach itp.
Obecnie w portfelu „Kasi z Podlasia” jest łącznie około 20 unikalnych produktów. Są to przede wszystkim syropy, sosy, herbaty i kulinarne dodatki na bazie naturalnych składników. Wszystko wytwarzane jest w manufakturach podlaskich bądź przez nią samą. Obecnie partnerami Katarzyny są: Dworzysk, Olejowy Raj, Stara Szkoła, Svoje, Cieleśnica czy Pasieka na skraju puszczy. Jak przyznaje, teraz jest to jej główne źródło utrzymania.
– Największym sentymentem darzę właśnie syrop lawendowy i sos winegret. Są one esencją smaków i zapachów Podlasia. Syrop z lawendy z Dworzyska ma wiele zastosowań. Na jego bazie można stworzyć gaszącą pragnienie lemoniadę, idealnie komponuje się z białym winem lub proseco, można nim polać lody, naleśniki lub gofry, dodać do herbaty czy aromatyzować nim ciasta. Sos winegret stał się już kultowy, jest na niego masowe zapotrzebowanie. Od początku przy jego produkcji bazuję na tej samej recepturze, na tych samych składnikach, nic w nim nie zmieniam. Idzie za tym przede wszystkim jakość. Jedyne, co udoskonaliłam to jego opakowanie i formy dostawy, cała reszta jest w nienaruszonym składzie – stwierdza rozmówczyni.
Sekret „Kasi z Podlasia” tkwi w ziołach podlaskich pól, łąk i lasów i produktach tworzonych z sercem w małych manufakturach, stąd też pomysł na mieszanki herbat. Połączone są w nich smaki łąk, kwiatów i owoców.
– Nawet z chwastów można zrobić herbatę czy syrop, który wzmocni nas od środka i rozpieści podniebienie – z uśmiechem przyznaje właścicielka firmy.
W ofercie sklepu internetowego (https://kasiazpodlasia.pl/) znajdziemy również boksy prezentowe, pełne darów z Podlasia, pochodzące prosto od małych rzemieślniczych manufaktur.
– Za namową koleżanki zaczęłyśmy też wspólnie robić boksy dla firm. Zainteresowanie nimi również przerosło oczekiwania, tym bardziej, że były to początki mojej działalności. Przesyłki nadawałyśmy ode mnie z domu, wychodziły one dosłownie paletami. Było ich tysiące. Rynek wtedy tego potrzebował – mówi nasza bohaterka.
Podkreśla, że produkty oferowane przez nią nie są przypadkowe. Zanim wprowadzi jakąś nową markę na rynek, czy też produkt do sklepu, najpierw je starannie sprawdza.
– Wszystko musi być ze mną zgodne. Nie ma tu miejsca na rzeczy przypadkowe, ma to być zawsze takie coś, co sama lubię, co mi się podoba, co ma dobry skład i ma eco opakowanie – podsumowuje.
Przyznaje jednocześnie, że wcale nie jest to łatwy biznes. Jest ciężki pod względem logistycznym i wytwórczym. Trzeba umieć też te produkty zareklamować, zrobić im piękne zdjęcia, aby trafiły w gusta odbiorców. Bo dziś kupujemy oczami. Dużo rzeczy ją po drodze zaskoczyło, pojawiały się przeszkody, ale ona konsekwentnie dążyła do obranego na początku celu. Obecnie jej produkty można znaleźć w wielu sklepach, również w Sokółce.
– Nie zawsze było kolorowo i nie wszyscy byli przychylni temu, co robię. Pojawiały się zarzuty, że jak to jestem Kasia z Podlasia, a firmę prowadzę w Poznaniu. Próbowałam założyć ją na Podlasiu, licząc na wsparcie i co za tym idzie, również na jakiegoś rodzaju dotacje, ale logistycznie było to niewykonalne. Tu, w Poznaniu, na pewno jest mi dużo łatwiej- stwierdza.
Przyznaje jednak, że najmilej współpracuje jej się z ludźmi z Podlasia.
– Tu jest pewna magia, że ludzie bardzo sobie ufają. Pomagają sobie bezinteresownie, czego doświadczyłam na swojej skórze. Dostałam od nich mnóstwo rad i wsparcia. Nie byłam w ich oczach typowym potencjalnym klientem, któremu można wcisnąć wszystko, aby tylko mieć z tego zysk. Doradzali mi, co brać, z czym sobie dać spokój. A przy tym nie oczekiwali niczego w zamian. Pomimo że jestem dla nich tak naprawdę obcym człowiekiem, to otworzyli dla mnie swoje serca, co procentuje teraz bardzo dobrymi relacjami – mówi Katarzyna.
Nie osiada na laurach, kolejnym jej pomysłem jest stworzenie ebooka, potem nawet książki o podlaskich wytwórcach, o miejscach i o tym, jaki ten region jest fajny. Ma też jeszcze jedno ciche marzenie, a mianowicie chce wrócić na Podlasie.
– Wiele osób, z którymi się spotykam, a którzy choć raz odwiedzili te rejony, zakochuje się w nich, w mieszkańcach, w jedzeniu i kulturze. Tym się możemy szczycić, bo jest u nas naprawdę wyjątkowo – kończy Katarzyna.
Sylwia Matuk
fot. dzięki uprzejmości Kasia Karolczak