Rondo tak duże, że jego centrum jest częścią parku miejskiego, znajduje się w Krynkach. Jest atrakcją turystyczną i łamigłówką dla kierowców. Nawet miejscowi potrafią się na nim zgubić.
– Jego średnica ma ponad 100 metrów, a powierzchnia 7709 metrów kwadratowych – mówi Jolanta Gudalewska, burmistrz Krynek.
To rondo jest ewenementem w drogownictwie. I to w skali europejskiej. Wychodzą z niego ulice: Legionowa, Rynkowa, Cerkiewna, 1 Maja, Wojska Polskiego, Garbarska, Grochowa, Kościelna, Sokólska, Piłsudskiego, 11 Listopada, Bema. W sumie dwanaście.
– Mam wrażenie, że niektórzy jadą intuicyjnie przez skrzyżowanie, nie patrząc na znaki. Niejednokrotnie sama byłam świadkiem „jazdy pod prąd”, czy też wymuszonego pierwszeństwa przejazdu z ul. Garbarskiej bezpośrednio w ul. Sokólską – opowiada Gudalewska.
Zauważa też, że na rondzie gubią się kierowcy próbujący za pierwszym razem trafić we właściwy zjazd. I nic w tym dziwnego. W końcu to największa taka konstrukcja z parkiem zieleni w Polsce, a druga (po Paryżu) w Europie.
Rondo dla Krynek jest przede wszystkim architektonicznym układem przestrzennym miasta. Z przekazów historycznych wiadomo, że o unikalnym charakterze miasteczka zadecydował włoski architekt i urbanista – Józef de Sacco. Po wielkim pożarze, który miał miejsce pod koniec XVIII wieku, miasto zostało odbudowane w oparciu o rynek w kształcie sześciokąta, z którego wychodzą promieniste ulice.
Skrzyżowanie to jest również atrakcją turystyczną. Ze względu na zabytkowy układ przestrzenny miasta oraz liczbę ulic. No i nie lada gratką jest wybranie odpowiedniego zjazdu we właściwą ulicę.
– Często turyści wykonują kilka okrążeń, zanim trafią do celu – z uśmiechem opowiada pani Jolanta.
Elżbieta Rapiej