Jako dzieci wszyscy bawiliśmy się w ciuciubabkę, zamykaliśmy oczy i udawaliśmy, że nie widzimy. Zabawa jednak ma to do siebie, że zawsze się kończy. Życie niewidomych w ciemności trwa cały czas, często od zawsze. Jedni bowiem rodzą się z wadą wzroku, inni tracą go z czasem.
Próbując sobie wyobrazić bycie niewidomym, zamykamy oczy i widzimy po prostu ciemność. Ale widzimy. Niewidomi od urodzenia nie widzą ani bieli, ani czerni. Widzą nic. Żadnej ciemności czy szarości. Po prostu nie mają odczucia widzenia. Ludzie, którzy stracili wzrok, mają nieco inne doświadczenia. Niektórzy opisują to jako „widzenie ciemności” lub pobyt w ciemnej jaskini. Inni zaś widzą od czasu do czasu iskry lub doświadczają żywych halucynacji wzrokowych, które mogą przybierać formę rozpoznawalnych kształtów, kolorów lub przebłysków światła. Oczy zastępują im inne zmysły. I bliscy, z którymi łatwiej się funkcjonuje.
Dziś, przy okazji Dnia Białej Laski, zapytaliśmy Sokółczan dotkniętych wadami wzroku, jak wygląda codzienne życie osób słabo widzących i niewidomych.
U mnie wszystko zaczęło się od tego, że zachorowałam na stwardnienie rozsiane. Z uwagi na to, że nigdy wcześniej nikt w mojej rodzinie nie stracił wzroku, lekarze uznali, że moje problemy z widzeniem, to pokłosie SM- zaczyna Barbara Sawicka. Nie straciła wzroku gwałtownie, więc nie przeżyła szoku nagłą ciemnością. W jej przypadku zanik widzenia rozwijał się powoli.
Bardziej martwiłam się tym, że będę jeździć na wózku, bo takie są konsekwencje stwardnienia. Utrata wzroku też przerażała, ale trochę mniej. Miałam takie psychiczne rozdarcie, co będzie lepsze utrata wzroku czy jazda na wózku. Teraz już wiem, że z wszystkim trzeba nauczyć się żyć. Nieraz jest bardzo trudno, ale do każdej trudności można się przyzwyczaić – podkreślała Pani Basia.
Pani Alina, która jest członkiem Koła Terenowego Polskiego Związku Niewidomych w Sokółce nie jest zupełnie niewidoma. Dziesięć lat temu stwierdzono u niej krótkowzroczność. U niej, podobnie jak u przedmówczyni, choroba również postępowała, nie pojawiła się nagle.
Pięć lat temu odwarstwiła mi się siatkówka w jednym oku. Mimo starań lekarzy i licznych zabiegów medycznych, niestety widoczność w oku nie wróciła – przypomina Pani Alina.
W konsekwencji na jedno oko nie widzi zupełnie nic. Na drugie widzi, ale bardzo słabo, ma właściwie tylko 10 % wzroku. Jakąkolwiek widoczność zapewnia jej specjalna soczewka.
Oswojenie się z życiem bez tak ważnego zmysłu, jakim jest wzrok, jest trudne. Trzeba wytężać inne zmysły, na przykład dotyk- podkreśla kobieta.
Na codzień w funkcjonowaniu pomaga jej mąż, rodzina, znajomi. Wszystko, co w domu, zna. Znajomy jest dla niej każdy kąt, każdy schodek. Nikt przy sprzątaniu nie może zmienić położenia danej rzeczy, ponieważ później zwyczajnie nie może tego znaleźć.
Najgorzej jest kiedy jest już ciemno, wówczas nie widzę kompletnie nic. To powoduje, że bez wsparcia bliskich nie poradziłabym sobie. Bardzo mi pomogło bycie członkiem Koła, wsparcie, jakie dostajemy w nim, jest wspaniałe. Tu nauczyliśmy się, że nie musimy siebie prosić o pomoc i ciągle sobie dziękować. Wszyscy mamy jakąś taką niespotykaną wrażliwość: pomagamy sobie nawzajem, czujemy bez zbędnych słów, co komu akurat jest potrzebne – zaznacza Pani Alina.
Pani Barbara dodała, że w chorobie nieocenione jest wsparcie. Gdy ono jest, życie bez względu na trudności będzie sprawiało ogromną radość.