Panie z KGW w Klimówce chciały nabyć jakieś nowe umiejętności. Postawiły na wikliniarstwo, znalazły instruktora i go do siebie ściągnęły. Już są po zajęciach.
– Instruktor mówi, że nauka powinna trwać minimum 40 godzin, ale my w kilka poznałyśmy naprawdę solidne podstawy i z pewnością nowe nabyte umiejętności będziemy wykorzystywać w naszych pracach – mówi zadowolona Stanisława Aniśko, Prezes Koła Gospodyń Wiejskich w Klimówce.
Wczoraj odbyły się tam warsztaty wikliniarskie. Panie z Koła od początku działalności imały się różnych rękodzielniczych zajęć, tworząc rozmaite ozdoby, rozwijając swoje artystyczne umiejętności. Tym razem postanowiły sięgnąć po profesjonalnego instruktora i nauczyć się czegoś, czego dotąd żadna nie potrafiła.
– Zależało nam na tym, by to był kurs naprawdę z prawdziwego zdarzenia. Padło na wikliniarstwo. Chciałyśmy, żeby ktoś nam pokazał, jak się plecie kosze – opowiadają uczestniczki zajęć.
Jak postanowiły, tak zrobiły. Znalazły szkoleniowca i zaprosiły do siebie. Nie było to łatwe, bo większość czeladników jest z bardzo daleka, co znacznie podnosi koszty kursu, jednak udało im się. Są już po zajęciach. Szczęśliwe, bo widzą efekty swego pomysłu. Poznały podstawowe sploty, umieją zrobić proste kosze. Mówią, że to nie jest trudna sztuka, tylko przy wyplataniu bolą palce.
Zamierzają doskonalić się w tej dziedzinie, ale już we własnym zakresie, bo jak zaznacza instruktor, ważna jest praktyka indywidualna, panie muszą po prostu ćwiczyć sploty. Potem zdobytą wiedzę będą wykorzystywać w swojej pracy.
#eb Fot. Elżbieta Rapiej