– W taki dzień, jak dziś, kiedy wspólnie się modlimy, uświadamiamy sobie, iż w pogoni za codziennością dnia powszedniego, musimy się na chwilę zatrzymać, musimy się pochylić przed Najwyższym Bogiem i zastanowić nad własnym przemijaniem – mówił na niedzielnych uroczystościach Piotr Rećko, starosta sokólski. To było święto wszystkich katolików. W sokólskim kościele obchodzono rocznicę Cudu Eucharystycznego, który związany jest z przemienieniem Hostii we fragment ludzkiego ciała. Objawienie to jest pierwszym w Polsce cudem eucharystycznym, gdyż wszystkie dotychczasowe związane były z Maryją. Mistyczne wydarzenie miało miejsce w październiku 2008 r. Komunikant, który wówczas upadł na schodek ołtarza w kościele, stał się widoczną przemianą hostii w Ciało Chrystusa.
Sokólski Cud Eucharystyczny to wydarzenie, które stało się dla wielu osób punktem zwrotnym w życiu. Cudowne objawienie przywróciło niektórym wiarę w Boga, pomogło poradzić sobie z trudnościami życia codziennego, wyzdrowiało ze śmiertelnych chorób, czy też dało nadzieję na lepszą przyszłość. O zbawiennym działaniu Hostii z Kościoła pw. św. Antoniego Padewskiego przekonało się wielu. Nam udało się porozmawiać z rodziną Trojanowskich, których również dotknął cud.
Ich historia ma bardzo smutny początek i zaczyna się sześć lat temu, kiedy to stracili swoje pierwsze dziecko, córeczkę Wiktorię. Pani Monice Trojanowskiej było dane nosić ją pod swoim sercem jedynie trzy miesiące. Nie chce wracać do tamtych trudnych chwil. Przypomina, że jakiś czas po pogrzebie córeczki, w jej ręce wpadł artykuł o Cudzie w Sokółce, Zamieszczone w nim były świadectwa osób, które dzięki modlitwie w tym konkretnym miejscu, doznały cudu. Młoda kobieta nie pamięta nawet, kto był autorem tego tekstu i dlaczego tak naprawdę zaczęła go czytać, ale wiedziała już wtedy, że nie był to przypadek. Długo się nie zastanawiała, namówiła męża i pierwszy raz w Sokółce pojawili się w 2016 r. z konkretną intencją. Była to modlitwa przed Najświętszym Sakramentem o cud narodzin dziecka. Zaledwie kilka tygodni później, okazało się że Monika jest w ciąży. Wówczas obiecali sobie z mężem, iż raz w roku będą przyjeżdżali do Sokółki z różnymi intencjami, zarówno błagalnymi, jak i dziękczynnymi. Uznali, że będzie to ich pewnego rodzaju dożywotnia pielgrzymka, w podziękowaniu za Cud narodzin ich córeczki Marysi. Tak się dzieje do dziś.. Odwiedzili sokólski kościół już sześć razy. Czasem zaglądają do niego na chwilę, czasem na trochę dłużej, ale zawsze z pokorą kierując prośby do Pana Jezusa.
– Nigdy nie traktowaliśmy tej modlitwy jak transakcji: „jestem, modlę się, podjęłam wysiłek by tu przyjechać z małymi dziećmi, więc chciałabym za to nagrodę”. Nie. Choć oczywiście po ludzku nie było to proste i nadal nie jest. Zawsze chcieliśmy z Łukaszem mieć dużą rodzinę, dlatego tak bardzo zależało nam na współpracy z Panem Bogiem, by Jego wola była spełniona, nie nasza – tłumaczy kobieta.
Rodzina Trojanowskich za każdym razem, kiedy przyjeżdżała do Sokółki prosić Boga o kolejne dzieciątko, doznawała cudu narodzin. Dziś są rodzicami trójki pociech: Marysi, Janka i Ani. Oboje nie mają wątpliwości, że to cud. Z medycznego punktu widzenia nie mieli stwierdzonej bezpłodności, jednak mimo podjęcia długiej drogi leczenia naprotechnologią, dbania o zdrowie i o odpowiednie odżywianie, ciągle nie udawało im się zostać rodzicami.
– Wierzymy z mężem w to, co wydarzyło się 13 lat temu w Sokółce. Nie ma wielu takich zdarzeń na świecie. Naszym zdaniem Pan Bóg wybrał właśnie tę miejscowość, ten kościółek na to, by pokazać, że jest żywym Bogiem. To, co nas spotkało, określamy „naszym potrójnym cudem w Sokółce”. Mamy pełną świadomość tego, że ktoś może nie wierzyć, powątpiewać czy widzieć w tym dziwny zbieg okoliczności. Bardzo ważna jest pokora w rozmowie z Bogiem, w modlitwie. Można prosić o łaski, ale jednocześnie mieć świadomość, że mogą pojawić się one w naszym życiu za rok, za kilka lat lub nigdy nie nastąpić. Opowiadając naszą historię, spotykamy się z zaciekawieniem i wiarą, iż Pan Bóg zsyła wiele łask dla człowieka, ale w odpowiednim dla niego momencie życia – akcentuje pani Monika.
Puentując, nasza rozmówczyni stwierdziła, że cud bardzo ją zmienił: jako kobietę i jako żonę. Przy pierwszej wizycie przed Najświętszym Sakramentem, pogrążona w smutku po stracie dziecka, całą uwagę skupiła na prośbach o potomstwo. Dopiero po chwili dotarło do niej, że może to nigdy nie nastąpić, Przy sprzecznych ze sobą myślach i setkom pytań zadawanych w głowie, do siebie, wtedy w kościele, poczuła nagle dziwny spokój i wdzięczność za to co ma, bez względu na przyszłość. Uświadomiła sobie, iż ma obok wspaniałego męża, z którym zdecydowała się być na dobre i na złe, i dać z siebie wszystko, aby być dobrą, wcale nie idealną żoną, widzącą także jego potrzeby, nie tylko swoje. Wszystko, co miało nadejść, zawierzyła Bogu. I swoją wiarą w Niego, wygrała.