Po katorżniczej pracy zostały jedynie wspomnienia

Coraz częściej już słychać charakterystyczne „mruczenie” pracujących kombajnów, powietrze zaczyna pachnieć słomą. Na drogach pojawia się więcej, niż na co dzień, ciągników. To znak, że na polach powiatu sokólskiego zaczynają się żniwa, najważniejszy czas w roku dla rolników. W gminie Nowy Dwór nawet już się kończą, bo jedyną pozostałością po niedawnych, dojrzałych, złotych kłosach, są już  tylko bele słomy. To przejaw mechanizacji. Kiedyś na polach po żniwach zostawały snopy lub tak zwane ciuki. Dziś takich widoków prawie nie ma. Rolnicy się cieszą, bo teraz jest lżej. A jak było kiedyś? O tym opowiedzieli nam Kazimierz Łabieniec, radny Powiatu Sokólskiego i Jan Roszkowski, mieszkaniec Nowego Dworu.

– Kiedy zbliżały się żniwa, ciarki zaczynały przechodzić po plecach. Każdy wiedział, że najbliższe dni i tygodnie będą ciężką, wytężoną pracą. Modlono się o siłę i o to, żeby nie padał deszcz – zaczyna Kazimierz Łabieniec.

Dodaje, że dobrze było zaczynać prace w sobotę, ponieważ panowało przekonanie, że wówczas żniwa będą lekkie i szybko się skończą, a dodatkowo pogoda dopisze. 

– Czas rozpoczęcia zbiorów zbóż nazywano zażynkami. Początkowo zaczynano je kosić na wzgórkach, gdzie była lżejsza ziemia i zboże szybciej dojrzewało. Te prace trwały zazwyczaj cztery tygodnie, w zależności ile kto miał ziemi, zasiewów, i ile było rąk do pracy – przypomina pan Kazimierz.

Do pracy w polu wstawało się skoro świt. A kończyło się ją, gdy słońce zachodziło. Każdy brał ze sobą trochę jedzenia, w ciągu dnia był też krótki odpoczynek, ale wszyscy starali się, żeby zrobić jak najwięcej do nocy. W polu byli wszyscy domownicy. Największy problem był z małymi dziećmi. Jeżeli rodzice nie mogli ich zostawić pod opieką kogoś z rodziny, owijano je w płachty i niesiono na pola, gdzie ze snopków robiono im zacienienie. Jeżeli gdzieś rosła grusza polna, to tam kładziono śpiącego maluszka, a mama od czasu do czasu biegała do niego i sprawdzała czy wszystko w porządku. Było to normą. Nikt nie narzekał, bowiem każdy rozumiał, że jeśli żniwa się udadzą, nie zabraknie paszy dla inwentarza i mąki na chleb. 

Obok ciężkiej pracy, były ludowe zwyczaje

Zażynki zaczynano od uhonorowania gospodarza. Pan Jan Roszkowski opowiada, że ze ściętego zboża robiło się coś na kształt opaski, którą należało związać gospodarza w pasie. Ten w zamian musiał dać jakąś nawiązkę. Zazwyczaj były to pieniądze.

Jeszcze przed erą mechanizacji, przed czasami kombajnów, a wcześniej snopowiązałek, zboże żęto ręcznie. Co ważne, zawsze poświęconymi sierpami i kosami. Ich ostrzenie, czyli klepanie, odbywało się na pieńku, zwanym babką. 

– Kosę ostrzono na dwa sposoby. Na zboże kosę klepano tak, aby były na niej zaostrzone ząbki. Natomiast do trawy ostrzyło się ją na równo. Dobrze wyklepana cięła jak żyletka – wspomina pan Kazimierz.

Zaznacza, że dobry fachowiec poznawał kosę po dźwięku. Po uderzeniu w kamień wiedział z czego jest wykonana, czy ze zwykłej blachy, czy z dobrze zahartowanej stali.

Żniwa toczyły się w określonym rytmie i porządku, nie tylko wyznaczanym przez słońce. Kośnik, czyli osoba z kosą, ustawiał się do koszenia w taki sposób, aby podcięte łodygi opierały się o zboże, a nie opadały na ziemię. Za nim szła zbieraczka. Trzymała sierp w prawej ręce i podnosiła nim zboże z pokosa, podbierając je jednocześnie lewą ręką. Po uzbieraniu pełnego naręcza, wyciągała z niego garść łodyg. Po podzieleniu jej na dwie części, ukręcała pasek, którym wiązała zboże w snopek. Następnie snopki ustawiano w „dziesiątek”, składający się z dziesięciu snopków. Cztery z nich tworzyły środek, zaś pozostałe opierano, po trzy z każdej strony. Ciekawostką jest to, że podczas ulewnego deszczu żniwiarze kryli się w takich dziesiątkach.

Snopowiązałka była marzeniem każdego

– Na przełomie lat 50. i 60. wiele na wsi zaczęło się zmieniać. Pojawiły się polskie żniwiarki o nazwie Przodownica. Szczęściarzem był ten, komu należał się przydział, bo ilości na wszystkich były niewystarczające. Po przeprowadzonej w 1969 r., w Nowym Dworze komasacji, do obrotu weszły z kolei wiązałki, które obecnie stanowią już jedynie zabytek. Otrzymać wtedy wiązałkę to było marzenie wszystkich rolników, ponieważ praca z nią była dużo lżejsza – opowiadają nasi rozmówcy.

Maszyny bardzo ulżyły ludziom w pracy.  Ale rytmu pracy mechanizacja mocno nie zmieniła. Zwózka słomy z pól odbywała się przeważnie w okolicy 22 lipca. Tego dnia było Święto Odrodzenia Narodowego, w późniejszym czasie już zniesione.

– Jeżeli ktoś wówczas zwoził zboże, to milicja takich rolników ścigała i karała mandatami. Bo należało świętować nie pracować – ze śmiechem wspominają panowie.

Na zakończenie tego okresu pracy robiono tzw. plon. Zostawiało się na pniu kilkanaście kłosków, które spinano i dekorowano kwiatami rosnącymi wokół pól. Był to jednocześnie znak, że właściciel ziemi zakończył żniwa żytnie. Bo w sierpniu zaczynały się kolejne, owsiane.  Żniwa w Polsce kończyły dożynki, czyli Święto Plonów. Obchodzone były w domu gospodarza, gdzie zbierali się pracownicy i wspólnie biesiadowali. Stanowiły one nie tylko zakończenie pewnego cyklu prac polnych, lecz były obrzędem, mającym zapewnić dobre plony w przyszłych latach. Jednocześnie były formą dziękczynienia Bogu za urodzaj.

Co ciekawe, nie wszystko z pola w trakcie prac znikało. 

– Moja babcia zawsze powtarzała, ze trzeba kilka kłosków zostawić dla zajączków, żeby miały gdzie przetrwać. To był taki symboliczny ukłon w stronę dzikiej zwierzyny, który u nas był praktykowany – wspomina Łabieniec. 

Dziś żniwa nie straciły na znaczeniu, bowiem wciąż są okresem, w którym zapewnia się inwentarzowi główną paszę na cały rok. Ale nie trwają już tygodniami, zamykają się najczęściej w kilkunastu dniach, w zależności od obsianego areału. W polu nie pracuje cala rodzina. Wyjeżdża na nie tylko kombajnista i ktoś, kto odbiera zboże, a potem jadą belownice, zbierające słomę. Tak samo, jak kiedyś, liczy się dobra pogoda. Nawet najdrobniejsza mżawka, powoduje, że kombajny z pół muszą zjechać. 

– W tej chwili w głowach rolników nie ma już takiego nastawienia, że zbliżają się żniwa, że będzie ciężko. Dzięki mechanizacji, skrócił się czas żniw i zmienił się ich charakter. I to dobre zmiany- kończy Roszkowski. 

Sylwia Matuk

Zostań naszym subskrybentem

Kontakt

Starostwo Powiatowe w Sokółce
ul. Marsz. J. Piłsudskiego 8,
16-100 Sokółkatel: +48 85 711 08 11
e-mail: starostwo@sokolka-powiat.pl

rachunek bankowy starostwa:
32 8093 0000 0013 9016 2000 0010

Godziny pracy urzędów

poniedziałek – piątek: 7:30 – 15:30

Klientów zgłaszających się w sprawach skarg i wniosków do Starostwa Powiatowego w Sokółce z siedzibą przy ul. Piłsudskiego 8, przyjmuje:

Starosta Sokólski, Wicestarosta oraz Sekretarz:
w poniedziałki w godz. 08.00-12.00 oraz w godz. 15.30 – 17.00*

Dyrektorzy Wydziałów Starostwa lub wyznaczeni przez nich pracownicy:
w dniach pracy urzędu w godz. 7.30-15.30 oraz w poniedziałki w godz. 15.30 – 17.00*

W przypadku, gdy wyznaczony dzień przypada na dzień ustawowo wolny od pracy, klienci są przyjmowani w następnym dniu roboczym.

Klienci przyjmowani są w sprawach skarg i wniosków po godzinach pracy Starostwa tj. w poniedziałki w godz. 15.30 – 17.00, po wcześniejszym telefonicznym umówieniu wizyty pod nr tel. 85 711 08 76.

Scroll to Top